Saudi Arabian Airlines lot 163 zapisał się w historii lotnictwa jako jedyna katastrofa, w której wszyscy zginęli pomimo bezpiecznego lądowania. Pożar w luku bagażowym zmobilizował załogę do działania, ale po lądowaniu w Rijadzie nikt nie nakazał ewakuacji. Przez 23 minuty po zatrzymaniu silników ratownicy próbowali dostać się na pokład. Gdy wreszcie otworzyli drzwi, zastali już tylko ciała 301 ofiar.
Dramatyczny początek lotu do Dżuddy
Saudi Arabian Airlines lot 163 rozpoczął się planowo w porcie lotniczym Rijad 19 sierpnia 1980 roku o godzinie 21:08 czasu lokalnego. Lockheed L-1011-200 TriStar o znakach rejestracyjnych HZ-AHK przewoził 287 pasażerów i 14 członków załogi na trasie z Karaczi przez Rijad do Dżuddy. Kapitan Mohammed Ali Khowyter dowodził maszyną, która wcześniej tego dnia dotarła z Pakistanu i przeszła rutynowe tankowanie paliwa.
Siedem minut po starcie, gdy samolot wznosił się na poziom 6700 metrów, w kokpicie rozległ się alarm ostrzegający o dymie w tylnym luku bagażowym C-3. Pierwszy sygnał pojawił się o godzinie 21:14 czasu lokalnego, a minutę później uruchomił się drugi alarm z tego samego przedziału. Inżynier pokładowy Bradley Curtis przez ponad pięć minut próbował potwierdzić prawdziwość alarmu, testując wielokrotnie czujniki dymu.
Kapitan Khowyter początkowo nie podjął natychmiastowej decyzji o zawróceniu, mimo wyraźnych sygnałów ostrzegawczych. Curtis nie mógł odnaleźć odpowiednich procedur awaryjnych, choć listy kontrolne znajdowały się w łatwo dostępnych miejscach w kokpicie. Samolot kontynuował wznoszenie w kierunku planowanego pułapu przelotowego, tracąc cenne minuty na potwierdzenie oczywistej sytuacji awaryjnej.
Walka z ogniem podczas lotu powrotnego
Po potwierdzeniu obecności dymu i ognia kapitan zdecydował o powrocie do Rijadu około godziny 21:20. Inżynier pokładowy udał się do kabiny pasażerskiej i stwierdził obecność dymu oraz płomieni w tylnej części samolotu, bezpośrednio nad lukiem bagażowym C-3. Ogień był na tyle intensywny, że przepalił podłogę kabiny, zmuszając pasażerów z tylnych miejsc do przesunięcia się do przodu.
Stewardesy podjęły próby gaszenia pożaru przy użyciu podręcznych gaśnic, ale płomienie rozprzestrzeniały się szybko przez wnętrze kadłuba. O godzinie 21:25 dźwignia sterowania gazem środkowego silnika numer 2 zacięła się, gdy ogień przepalił kable sterujące. Załoga była zmuszona wyłączyć ten silnik podczas podejścia do lądowania.
Mimo narastających problemów technicznych kapitan Khowyter wykonał precyzyjne podejście do lądowania na lotnisku w Rijadzie. O godzinie 21:35 ogłosił stan awaryjny, a minutę później samolot dotknął pasa startowego. Służby ratownicze przygotowały się do ewakuacji, oczekując zatrzymania maszyny na początku pasa startowego.
Fatalne decyzje po lądowaniu
Lockheed L-1011 nie zatrzymał się w miejscu oczekiwanym przez ratowników, lecz wykorzystał całą długość czterokilometrowego pasa startowego. Samolot zjechał na drogę kołowania i zatrzymał się zwrócony w przeciwnym kierunku do lądowania, co zmusiło służby ratownicze do pośpiesznego przemieszczenia się.
Załoga poinformowała wieżę kontroli lotów o zamiarze wyłączenia silników i rozpoczęcia ewakuacji. Gdy ratownicy dotarli do samolotu, oba silniki zamontowane na skrzydłach wciąż pracowały, uniemożliwiając otworzenie drzwi. Silniki zostały wyłączone dopiero o godzinie 21:42, czyli ponad 3 minuty po zatrzymaniu maszyny.
Kapitan Khowyter nie wydał rozkazu ewakuacji, mimo nalegań głównej stewardessy zapisanych na rejestratorze rozmów. Przyczyny tego zachowania pozostają nieznane, gdyż rejestrator przestał działać przed lądowaniem z powodu uszkodzeń spowodowanych ogniem. Wszyscy pasażerowie i członkowie załogi pozostali w zatrutej toksycznymi oparami kabinie bez próby opuszczenia samolotu.
Tragiczny finał akcji ratunkowej
Służby ratownicze przez pierwsze minuty po zatrzymaniu silników obserwowały biały dym wydobywający się ze spodu tylnej części kadłuba. Płomienie stały się widoczne przez okna w tylnej części samolotu, ale zewnętrznie ogień nie był jeszcze zauważalny. Ratownicy ustawili drabiny przy lewych drzwiach L-1, próbując uruchomić mechanizm awaryjnego otwarcia.
Pierwsze próby otwarcia drzwi L-1 zakończyły się niepowodzeniem, więc ekipy ratownicze przeniosły się do prawych drzwi R-2. O godzinie 22:05, czyli 23 minuty po wyłączeniu silników, ratownicy zdołali w końcu otworzyć drzwi R-2. Kabina była wypełniona gęstym dymem, a ratownicy nie dostrzegli żadnych oznak życia ani nie usłyszeli ludzkich głosów.
Trzy minuty po otwarciu drzwi R-2 wnętrze samolotu ogarnęły płomienie rozprzestrzeniające się z tylnej części kabiny do przodu. Wszystkie 301 osób na pokładzie zginęło z powodu zatrucia toksycznymi oparami, a nie od oparzeń, co potwierdziły przeprowadzone sekcje zwłok. Ofiary odnaleziono w przedniej połowie kadłuba, gdzie szukały schronienia przed dymem i ogniem.
Skutki tragedii dla bezpieczeństwa lotniczego
Katastrofa lotu Saudi Arabian Airlines 163 doprowadziła do rewolucyjnych zmian w procedurach bezpieczeństwa lotniczego na całym świecie. Linie lotnicze zmodyfikowały programy szkoleniowe załóg, kładąc szczególny nacisk na szybkie podjęcie decyzji o ewakuacji w sytuacjach awaryjnych. Firma Lockheed usunęła izolację z obszaru nad tylnym lukiem bagażowym i wzmocniła konstrukcję szkłolaminatem.
Amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu zaleciła zastąpienie tradycyjnych gaśnic podręcznych systemami wykorzystującymi halometan. Wprowadzono także lepsze systemy wykrywania i gaszenia pożarów w przestrzeniach ładunkowych samolotów pasażerskich. Szczególną uwagę poświęcono również komunikacji między załogą pokładową a służbami naziemnymi podczas sytuacji kryzysowych.
Tragedia ujawniła również problem hierarchii i dystansu władzy w kulturze korporacyjnej niektórych linii lotniczych. Analiza nagrań z kokpitu wykazała, że kapitan wielokrotnie ignorował prośby głównej stewardessy o wydanie rozkazu ewakuacji, co przyczyniło się do katastrofy. Ten przypadek stał się jednym z kluczowych argumentów za wprowadzeniem systemów zarządzania zasobami załogi w światowym lotnictwie cywilnym.