Ostatni dzień w Dachau. Rozkładające się ciała, smród, krzyki

29 kwietnia 1945 roku, gdy oddziały amerykańskiej 45. Dywizji Piechoty dotarły do bram Dachau, ujrzały widok, który na zawsze odcisnął piętno na historii XX wieku. Oto dlaczego.

Laboratorium przemocy III Rzeszy

Dachau, założony w marcu 1933 roku, był pierwszym i najdłużej działającym niemieckim obozem koncentracyjnym. Stał się wzorcem dla całego systemu obozów SS – miejscem, gdzie testowano najokrutniejsze metody zniewolenia i eksterminacji.

Przez lata przez Dachau przewinęło się ponad 200 tysięcy więźniów z ponad 30 krajów, w tym Polacy, Żydzi, Rosjanie, Francuzi, Niemcy, duchowni, polityczni przeciwnicy reżimu, homoseksualiści i Sinti oraz Romowie.

W ostatnich miesiącach wojny obóz zamienił się w piekło: do Dachau nieustannie przybywały transporty ewakuowanych z innych obozów więźniów. Przepełnienie, głód, choroby i epidemie – zwłaszcza tyfusu – sprawiły, że tylko od grudnia 1944 roku do wyzwolenia zmarło ponad 14 tysięcy osób. Zwłoki zalegały między blokami i na ulicach, a wielu więźniów umierało na oczach współtowarzyszy, zanim doczekali końca wojny.

Marsz śmierci i ostatnie dni obozu

W połowie kwietnia 1945 roku, gdy do Bawarii zbliżały się wojska alianckie, SS rozpoczęło ewakuację Dachau. 26 kwietnia 6800 więźniów zmuszono do tzw. marszu śmierci na południe, do Bad Tölz i dalej.

Po drodze do kolumn dołączały kolejne grupy z podobozów, aż liczba maszerujących sięgnęła 10 tysięcy. Osłabieni, głodni, bici i pilnowani przez uzbrojonych esesmanów, więźniowie umierali z wycieńczenia lub byli rozstrzeliwani na miejscu. Szacuje się, że w marszu śmierci zginęło od 1000 do 1500 osób.

Dla pozostałych w obozie – około 32 tysięcy więźniów, w tym ponad 4 tysiące w izbach chorych – rozpoczęły się godziny oczekiwania, strachu i nadziei. Więźniowie bali się, że w ostatniej chwili SS dokona masakry, by zatrzeć ślady zbrodni.

Godzina wyzwolenia

Około południa 29 kwietnia do Dachau dotarli żołnierze 157 Pułku 45 Dywizji Piechoty „Thunderbird” pod dowództwem pułkownika Felixa Sparksa. Chwilę wcześniej, na bocznicy kolejowej, natknęli się na pociąg ewakuacyjny z Buchenwaldu – w ponad 30 wagonach znajdowało się około 5 tysięcy więźniów, z których większość już nie żyła. Około 1300 osób było w stanie agonalnym.

Czytaj również:  Król, których kochał jeść. To jedzono na dworze Tudorów

Ten widok – stosy ciał, wychudzone sylwetki, smród rozkładu – wywołał szok i wstrząs nawet u doświadczonych żołnierzy frontowych.

W samym obozie wybuchła euforia. Edgar Kupfer-Koberwitz, więzień i kronikarz Dachau, zapisał: „Nagle na zewnątrz krzyki, bieganina, gonitwa: »Amerykanie są tutaj, Amerykanie są w obozie!« (…) Chorzy wstają z łóżek, bliscy ozdrowienia i personel wybiegają na drogę między blokami, wyskakują przez okna, wdrapują się na ścianki z desek. (…) Wszyscy gnają na plac apelowy. (…) To okrzyki radości. (…) »Oni tu są, jesteśmy wolni, wolni!«”.

Ciemna strona wyzwolenia

Szok i wściekłość, jakie ogarnęły amerykańskich żołnierzy na widok zbrodni, doprowadziły do dramatycznych wydarzeń. Jeszcze przed wejściem do obozu rozstrzelali 122 esesmanów wziętych do niewoli. Nie próbowali też powstrzymać samosądów dokonywanych przez więźniów – zginęło w ten sposób co najmniej 40 członków załogi obozowej.

Po południu, mimo interwencji pułkownika Sparksa i generała Lindena, doszło do kolejnych egzekucji. Porucznik Jack Bushyhead rozstrzelał z broni maszynowej 346 jeńców z załogi obozu.

W sumie w tzw. masakrze w Dachau zginęło 560 strażników SS i członków Waffen-SS. To jedyny tak udokumentowany przypadek bezpośredniej zemsty wyzwolicieli i więźniów na załodze obozu w historii II wojny światowej.

Pomoc, śmierć i powolny powrót do życia

Po opanowaniu sytuacji Amerykanie wraz z Międzynarodowym Komitetem Więźniów rozpoczęli udzielanie pomocy chorym i wycieńczonym. Jednak nawet po wyzwoleniu codziennie umierały dziesiątki byłych więźniów – z powodu głodu, chorób i wyczerpania. W ciągu kilku dni śmiertelność spadła z 200 do 50–80 osób dziennie, ale jeszcze przez tygodnie Dachau pozostawało miejscem śmierci i cierpienia.

Dla wielu wyzwolonych to był początek nowego życia, ale także trauma, której nie dało się zapomnieć. „Sądzę, że dla każdego z nas słowo Amerykanin przez całe życie będzie brzmiało jak złoto” – pisał Kupfer-Koberwitz.

Czytaj również:  Wymyślił telewizję. Jego imię skazano na zapomnienie

Dachau do dziś jest jednym z najważniejszych miejsc pamięci o Holokauście i ofiarach III Rzeszy. Rocznie odwiedza go kilkaset tysięcy osób, a relacje ocalałych, dzienniki i fotografie są przestrogą dla kolejnych pokoleń. Wyzwolenie tego obozu nie zakończyło cierpienia, ale dało nadzieję, że podobne piekło już nigdy się nie powtórzy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *